środa, 1 stycznia 2020

Strasznie szybko muszę pisać bo zaledwie kilkanascie minutek dzieli mnie od 00:00 a tak bardzo chce opublikować to jeszcze 1 stycznia 2020.
Skręce pewnie sobie jakiegoś kciuka, a jutro będę mieć zakwasy w śródręczu, ale co tam, yolo.

Już miałam napisany post. Wszystko przemyślane, sprawdzone ze słowniczkiem i...zapomniałam go opublikować.

 Serio, uważam że moim przypadkiemm powinien się zająć jakiś naukowiec. Gdyby odkrył co dzieje się z moją pamięcią, jakie komplikacie i niedobory są obecne w moim mózgu to na bank dostałby Nobla. Jestem o tym przekonana.
Mam pamięć złotej rybki, ale o tym kiedy indziej. Jeszcze jest na to czas.



Wracając do posta który powstał, ale pozostanie w jakimś folderku.
To co tam napisałam dotyczyło wydarzeń z zeszłego roku, a jak powszechnie wiadomo roku 2019 już nie ma, więc zaginał też sens publikacji czegoś co już nie jest aktualne.

Jako że Nowy Rok - nowa ja, ciało jest moją świątynią, koniec ze słodyczami i inne duperele, to postanowiłam napisać na temat wzniosły i taki...poważny. Mianowicie chodzi o marzenia.

Mam takie marzenia które już są spełnione,a o których przypomniałam sobie całkiem niedawno:

1) z jakiś dziwnych i nieznanych mi na chwilę obecną powodów, chciałam mieszkać w Krakowie.
Nie było to za czasów planowania swojej przyszlości, czyli w liceum <wtedy każdy z nas wie czego chce> tylko jak byłam takim małym gówniakiem. Z racji profesji mojej mamy, Kraków nie był dla mnie obcy. Od stronyy turystycznej znałam go dobrze, ale dlaczego ja chciałam tam mieszkać? Nie wiem. Ujebało mi się coś w głowie i tyle.
Bądź co bądź mieszkałam tam, 7 lat.
Także - zaliczone

2) Jako dziecko strasznie chciałam zwiedzić 3 europejskie stolice, był to Paryż, Londyn i Wiedeń.
W Paryżu najpier bałam sie wychowawcy zboczeńca, ale przynajmniej Disneyland był spoko, a później za dorosłego człowieka cały wyjazd spędziłam w strachu przed zamachem, ale miło go wspominam.

Wiedeń zaliczony kilka razy, ale jedyne co z tego pamiętam to bardzo czyste parki i to że Islamiści modlili się na trawie, w tych parkach

Londyn. Wyjazd w dniu moich 18 urodzin.
Ło mamo, no ... tam był kosmos.
Wtedy się bałam jak chuj, ale dzisiaj ze śmieszkiem wspominam pijanego studenta z Krakowa <przypadek?> który próbował włamać się do pokoju w kórym mieszkałam z koleżanką. Zadzwoniłam wtedy bo ziomków, którzy przybiegli i strasznie go zbili. Później i tak próbował się do nas dostać. Miał chłopak determinacje.
Zaliczone.



Teraz marzenia bardziej aktualne, a spełnione:

1) zobaczyć pandy na żywo! Ale nie te małe pandy, które są w większości zoo i jest strzałka nawigująca z napisem "pandy" i ja tam biegnę z wywalonym jęzorem i myślą "przecież w Polsce nie ma pand!", ale i tak biegnę po czym na miejscu widzę równie urocze stworzonka, ale do łaciatych misi jest im daleko.
Pandy widziałam w zoo pod Brukselą. Było na maksa upalnie i nawet one miały wyjebanae na siedzenie na zewnątrz, więc trzeba było wjeść do takiej jamy, gdzie za wielkimi szybami można było jej  oglądać. Żeby dostać się do szyby trzeba było zgładzić kilkoro gówniaków, ale nic nie było w stanie mnie powstrzymać.
Przepiękne misie z tylko im znaną gracją fantastycznie leniły się na brzuszkach, podsówając sobie liście jakiegoś drzewa ledwo widocznymi ruchami łapek.
Wzruszyło mnie to do reszty.
Raz zobaczone, ale na pewno nie ostatni.

2) jedzcić konno po plaży. Niby proste i jak dla mnie w ogóle nie skomplikowane do osiągnięcia, ale jakoś tak się nie udawało.
To marzenie zostało spełnione w najpiękniejszym miejscu w Polsce, z najpiękniejszą, czystą i pozbawioną parawanów plażą - w Słajszewie.
Uczucie którego, serio możecie mi pozazdrościć, bo jeżeli nie potraficie jeździć konnno to sorry, ale tego nie poczujecie.
Nawet jak któś już posadzi dupsko na konia i pojedzie na taki spacer po plaży to nie będzie to to samo. Nigdy nie poczujecie tej swobody którą daje umiejętność panowania nad koniem i przede wszytski nie odbędziecie swobodnego galpou na pełnej petardzie, bo nie umiecie hahahahahahaha



Marzenia do spełnienia:
1) tak na szybko to na pewno Islandia - i to już mam załatwione. Z niecierpliwością przebieram nóżkami na maj, żeby zaspamować mój instagram tymi widokami.
Do tego będę tam mieszkać na terenie stajni gdzie są kuce islandzkie więc już mam nagraną jazdę w terenie, i to jest coś na maksa wyjątkowego.

2) odwiedzić Nowy Jork - in progress :)



Żeby Was nie zanudzić treścią, tekst przeplatam zdjęciami z mojego starego, analogowego Olympusa. Z rónych wycieczek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz