czwartek, 16 lutego 2017

bez tytułu 2.

Opisze Wam teraz kochane robaczki serię pewnych zdarzeń. Zdarzeń,które mam nadzieję zakończyły się jakąś chwilę temu, a swój start miały wczoraj.
Może nie jest to jakiś turbo hit, jak zdjęcie samochodu zaparkowanego na torze tramwajowy < Rychlaku wygrałeś >  ale wystarczające żebym postanowiła je tutaj opisać.

Będzie dużo przekleństw, więc jak ktoś nie ma ochoty na językowe wulgaryzmy to zapraszam do lektury Make Life Easier.

Słowem wstępu:

Moja siostra robi robotę dla znanej wszystkim organizacji ekologicznej. Jakieś zdjęcia w Warszawie, Krakowie, Katowicach, Wrocławiu.
Jako, że moja siostra jest moją siostrą to łatwo się domyślić, że nie zawsze ogarnia co się dookoła niej dzieje.
Chcąc pomóc siostrze postanowiłam spotkać się s przedstawicielką eko organizacji, w celu przejęcia od niej drogocennej paczki pełnej eko akcesoriów.
Eko ludzie mają w sobie coś takiego, że patrzysz na nich i od razu wiesz, że są jednymi z tych co walczą o orki i o zmniejszenie zanieczyszczeń oceanów.
Są jak harcerze, patrzysz, widzisz i wiesz, że ktoś  jest harcerzem. Albo chociaż był. Podobnie jest z mężczyznami o imieniu Tomasz. Poznajesz takiego, rozmawiasz z nim chwilę i wiesz, że to na bank Tomasz.

Od razu rozpoznałam eko dziewczę, doręczycielkę eko akcesoriów. Jak to przystało na eko człowieka uśmiechnięta i radosna. Podchodzę do niej ja. Ja, nie uśmiechnięta i nie radosna, tylko to ze byłam w pracy spowodowało że nie byłam w dresie.
Paczka przejęta. Akcesoria czekają żeby stać się gwiazdami filmowymi.
To było wczoraj.

Dzisiaj:

Idę rano do pracy. Wcześniej niż zwykle, bo mam empikowe gwiezdne wojny. Poza tym słabo sypiam, mam koszmary i pies puszcza w nocy bąki. Są to jak najbardziej warunki sprzyjające wcześniejszym wyjściom do pracy.

Wychodzę.

8:30 telefon od siostry (dodam kilka przekleństw, żeby było zabawniej):

„Kurwaaaaa!!!! Zapomniałam eko gadżetów”

< ja pierdole! > (to moja myśl)

siostra: możesz mi wysłać tą paczkę przesyłką konduktorską?

ja: mogę (bardzo wylewnie)

Kilka milionów maili później, soczystych przekleństw "bo robota", robię sobie przerwę.
Sprawdzam jak się nadaję przesyłkę < bo niby skąd mam to wiedzieć? >, czytam, analizuje,
sprawdzam pociągi do Katowic koło 21 < o 18 mam kino, wcześniej nie dam rady >
Dobra! Jest! Pociąg do Katowic 21:20, wspaniale!
Nadam paczkę i będę bohaterem ratowanych fok!

19:00 kino:

Śpię na filmie. Budzę się gwałtownie bo coś mi się przyśniło. Rozglądam się, nikt nie zauważył. Śpię dalej.

20:40 (mniej więcej, bo to nie jest istotne):

Przed bankomatem na dworcu podchodzi do nas dziewczę. Mniej więcej w moim wieku, z psem na smyczy. Pyta czy nie dołożymy się jej na hostel. Mówi że jest w 7 miesiącu ciąży i coś tam, coś tam.
Patrzę, bluza z Aloha From Deer. Tania nie jest, ale myślę sobie „dobra co mi tam!”

ja: sorry ale mam tylko jakieś drobne, bo muszę nadać paczkę

ona : luz

Widzę ją, patrzę na pieska < ja pierdole >, dałam jej kasę.
Gdy już poszliśmy Kowalski mówi, że miała jeszcze na ramieniu szczura. Co?! Gdybym to zauważyła to bym jej dała całe 5 dych jakie miałam w portfelu.

20:47:
Idę do okienka, które ma mnie pozbawić eko pakunku i wysłać go do Katowic.
Pani w okienku, nawet na mnie nie spojrzała, nawet nie spojrzała na pakunek.
Ja jej „dzień dobry”, a Ona do mnie  „podpisać wg wzoru”.
< ja pierdole! >
Panie na poczcie nauczyły mnie jak opisywać paczki, ale dobra. Skoro jej nie pasuje to zrobię to tak jak Pani z okienka sobie życzy.
Opisać zawartość paczki < ja pierdole! > : puchowe kamizelki, maski antysmogowe.
Wartość < ja pierdole! > :  chuj, nie wiem. Jakieś 50zł, max! Wpisuje tak na paczce.

Pani z okienka: gdzie?

ja: Katowice, 21:20

Pani z okienka: nie ma

Ja: co nie ma? Pociągu?

Pani z okienka: pociąg jest

Ja: to nie zabierze paczki

Pani z okienka: nie

< ja pierdole! >

telefon do siostry:

ja: nie mogę nadać już dzisiaj paczki do Katowic

siostra: to dobrze, nadaj do Krakowa bo do jutra tam jestem

< ja pierdole! >

ja: dobra

Pincet godzi Pan sprawdzał o której dzisiaj mogę nadać paczkę do Krakowa, później pincet godzin Pani paczkę nadawała.

1000 godzin później:

Misja wykonana. Idę na parking, do parkomatu, chcę jak uczciwy człowiek zapłacić za parking.
Wyrok? 12 zł. Karta? Zapomnij, nie można.
Gotówka? Brak!

< ja pierdole! > poszło na dziewczę z psem i paczkę do Krakowa/Katowic.
Bankomat w centrum Warszawy? Pfffff < ja pierdole! >

Cud na ziemi, Bozia wszechmogąca, dobra aura sprawiła, że wygrzebałam drobne.
Wrzucam – 1 zł -2zł – 2zł -2 zł – 5zł.
Wpłatomat wypluwa 5tkę.



< ja pierdole! >

druga próba – wypluwa

< ja pierdolę! >

piątka mi  upada

< ja pierdolę! >

Piątka przyjęta. Można ruszać.

Wpłatomat usłyszał ode mnie cały komplet epitetów których nikt w tym momencie oprócz mnie i wpłatomatu słuchać nie powinien. Nie przypadkowo używam tutaj słowa wpłatomat. Rodzaj męski.
Kobieta – maszyna parkingowa, nie zrobiła by mi takich rzeczy jak ten podły czort.

Jadę z myślą, że w domu jest jeszcze wódka i trochę coli. Zrobię drinka! Ojjj tak! Małego bo małego, ale drink to drink.
Wchodzę do domu, kieruję się do kuchni, odruchowo wyciągam butelkę coli z lodówki i piję do dna.
Gdy kończę, uświadamiam sobie, że właśnie wypiłam całą colę na wymarzonego drinka.

< ja pierdolę! >



Koniec.

niedziela, 12 lutego 2017

bez tytułu 1.

Dzisiaj bez słów. Wena do pisania niespecjalnie jest obecna w moim życiu. Oczywiście, że mogłabym coś napisać, ale uwierzcie mi, nie miało by to większego sensu. W głowie aktualnie mam same głupoty i szeroko pojęte dziwactwa.

Po raz kolejny zapomniałam, że piątek jest dniem oplątwy, co oznacza, że najprawdopodobniej niedługo doprowadzę do śmierci rośliny, która wymaga jeszcze mniej uwagi i pielęgnacji niż kaktus.

Oto ja , morderczyni roślin wiecznych.



sobota, 4 lutego 2017

La Mania

Zesrała mi się myszka.

(zboczuszki)

:)

Jakby to nie brzmiało, to tak właśnie się wydarzyło.
Stara myszka postanowiła wydalić cyfrowe gówno prosto na mój komputer, pozbawiając mnie tym samym możliwości swobodnego poruszania się po graficznych zakamarkach.
Plastikowy gryzoń zmusił mnie do dodatkowych wydatków i spaceru na który wcale nie miałam ochoty.
Do wczoraj nie miałam pojęcia jak bardzo zagospodarowanie mojego czasu wolnego zależy od takiej prozaicznej rzeczy jak myszka do komputera. Komputer nagle stał się dla mnie bezużyteczny.
Dopadła mnie więc jedna z wielu (ostatnio) konkluzji na temat mojego życia:

"może nie być Internetu, może nie być TV, może nie być czekolady (!) ale myszka do komputera musi być!"

Idąc dalej w tą stronę nagle okazało się, że ów komputerowa mysz wskoczyła na 3 miejsce w hierarchii. Zaraz po Łatku i Apo.

Idzie nowe, a na razie stare.

La Mania Super Girl!