sobota, 23 września 2017

bez tytułu 20.

Walka.
Za niewątpliwym szacunkiem do znaczenia tego słowa, równie mocno mnie ono bawi.
Oczywiście każdy ma swoją definicję, tak jak choroby ostatni post – przeczytany?, ale weźmy np. ostatnie walki społeczne, jakie działy się w naszym cudnym kraju.

Dla mnie to był istny ubaw, prawdziwa pożywka dla polskiej żółci.
Gdzie teraz te wszystkie kobiety z czarnymi parasolami? A sądy? Już nikt nie protestuje pod Sejmem?
Ileż dyskusji, komentarzy na FB, ile łez wylanych za obalaną powoli acz skutecznie konstytucją i demokracją. Nie kwestionuje oczywiście tutaj słuszności tych sprzeciwów. Oczywiście, ciało kobiety to ciało kobiety i chuj wszystkim do tego, sądy – pozostańcie wolne jak ostatni jednorożec, ale jakże prosto można było tego uniknąć…
Dlatego mnie to bawi. Walka ślepego z debilem, kto jest kim to dopasujcie sobie sami.

Od kiedy odkryłam, że mój mózg nie do końca działa tak jak powinien to ja sama toczę z nim codzienną walkę.
Może i trochę wywyższam swoją empatię, ale wydaje mi się że w jakimś większym % niż pozostała część społeczeństwa potrafię zrozumieć schizofreników. Przejebane jest funkcjonować z nachalnymi myślami których nie chcesz, których nie czujesz, a jedynym marzeniem to jest „mieć święty spokój”.
Kłócę się z mózgiem o te myśli, bo on je wytwarza, a ja chcę się ich pozbyć pomińmy już naukowy fakt, że mózg to ja. Uznajmy jego niepodległość. Ja ich nie potrzebuje. W gorszych chwilach, dzień rozkładam na godziny a później na minuty. Ma wrażenie, że każda z nich trwa wieki chore określenie w czasie – mózg. Każda z nich wypełniona jest myślą. Myślą, której czasem się pozbywam, a czasem męczę się do następnego dnia.
Na szczęście mam silne wsparcie. Silniejsze niż do tej pory, z najsilniejszej półki. Nie pozostaje mi więc nic innego jak „do boju”! 

1 komentarz: